to już nie news, ale obiecałem sobie, że skomentuję przy okazji robiąc “plug" do fajnego opowiadania.
tak więc – na fali tego, że samotność w sieci ma być w kinach, kupiłem i przeczytałem książkę (wersja zwana “tryptyk", z dodatkowym rozdziałem i listami od czytelników).
po pierwsze – o ile rozumiem dodanie dodatkowego rozdziału, o tyle listy od czytelników są dla mnie zupełną zagadką. są to w większości typowe maile – po 2-3 zdania, ostre poglądy, zero umotywowania. ot – takie wykrzyczane hasła poparcia lub zbluzgania wiśniewskiego.
co do samej książki – wszyscy wiedzą, że jest smutna. ale to co przeczytałem była wręcz kuriozalne. czytając “sws" miałem wrażenie, że czytam tekst oddany na konkurs: “największa ilość wzruszających historii w przeliczeniu na czas trwania opowieści".
koszmar. co kilka stron kolejny powód do płaczu i zastanawiania się nad okrucieństwem świata. może i nawet sprawnie napisane, ale w pewnym momencie zaczęło to być zabawne. “czy na następnej stronie główny bohater opowie historyjkę jak to mu kiedyś ulubiona żaba spadła z pudełka pod rower? (takie luźne nawiązanie do zabójczej broni 🙂 a może teraz dowiemy się, że bohaterka prawie uratowała kiedyś kotka nad którym znęcali się jacyś zwyrodnialcy – i oczywiście zaserwuje dokładny opis tego co mu zrobili?
dużo bardziej mnie wzruszyły teksty gdzie nie było takiego epatowania nieszczęściem. chociażby “love story" segala (ericha, nie stevena) czy mój absolutny faworyt – “cyberjoly drim" antoniny liedtke (to drugie można przeczytać online) – oba są dalekie od bycia “przyjemnymi, szczęśliwymi", a jednocześnie dzięki temu, że nie dowalają na każdej stronie jakąś smutną historyjką – są zdecydowanie realniejsze i lepsze w odbiorze.
co jeszcze mogę powiedzieć – książkę czytało się z przyjemnością. nie umęczyła (poza tymi “momentami"). ewidentnie autor umie pisać, choć zdecydowanie nie jestem w “targecie".
jeśli miałbym ją komuś polecić to facetom którzy chcą okazać swoją kobiecą stronę (łezka nad książką i już ma się opinię wrażliwego, mimo, że łezka tyczyła wydanych pieniędzy a nie czytanej historii). no i oczywiście kobietom które są spragnione czytania o wielkiej, wspaniałej, czystej miłości. i do tego nie lubią harlequinów – bo tam się wszystko tak cukierkowo dobrze kończy.
szanuję, że masz takie zdanie o tej książce. jesteś mężczyzną, więc masz prawdopodobnie dość okrojony poziom wrażliwości. jest jednak w Twoim poście coś, co mnie irytuje. jakaś taka nonszalancja i uszczypliwość względem tego, co czytałeś. ta książka nie jest tylko, dla kobiet chłonnych miłości czy facetów, którzy chcą okazać swoją “kobiecą stronę”, tylko dla tych, którzy mają pojęcie o emocjach. w przeciwnym razie jej nie zrozumieją.