z pewnym zaskoczeniem przeczytałem o tym, że naukowcy w stanach przeprowadzili mutację krów w sposób który ma (finalne wyniki testów za około 2 lata) uodpornić ją na bse – chorobę szalonych krów.
co to dla nas oznacza? z jednej strony widać, że coraz pewniej się czujemy manipulując w genach. z drugiej strony – jeśli ta "terapia" okaże się być bezpieczna, a potem jeśli mięso z takich krów zostanie zaakceptowane do dystrybucji i spożycia – zniknie ryzyko, że zachorujemy na chorobę Creutzfeldta-Jakoba.
czy to dobrze? na pierwszy rzut oka – oczywiście tak.
na drugi – modyfikacje przy genach są niebezpieczne – nie znamy całego spektrum "zastosowań" każdego z genów. a modyfikowanie ich w celu osiągnięcia konkretnych korzyści przypomina naprawianie reaktora atomowego młotkiem.
natomiast tym co mnie osobiście nastraja najgorzej jest zupełnie co innego.
załóżmy, że modyfikacja genów faktycznie uodparnia na bse.
i że mięso zostaje dopuszczone do handlu.
i że ludzie zaczynają je kupować.
jedzą. wszystko jest ok.
i co się dzieje? wchodzi do gry stary czynnik: ekonomia, zwana także pod nazwą pazerność.
skoro mogę teraz bezkarnie dawać krowom to od czego wcześniej chorowały, to czemu by nie? to może jeszcze coś do tego dorzucić? wołowina jest smaczna, ludzie chcą ją kupować bo jest zdrowa i bezpieczna, więc trzeba obniżyć koszty. za jaki czas pojawi się kolejne bse?
One thought on “choroba szalonych krów – przeszłością?”
Comments are closed.
Obstawiam, że wcześniej jednak ten reaktor od tego młotka nie wytrzyma :\