ostatnio testowałem interesujący i dosyć prosty pomysł na jedzonko.
zaczęło się od tego, że przypadkiem usłyszałem w telewizji opis jakiejś potrawy: “to jest pieczona ryba (tu była jakaś nazwa, ale jej nie znam) marynowana w sake z syropem klonowym, zwróćcie uwagę na ten wytopiony tłuszcz – ryba musi był tłusta by się potrawa udała". i to było wszystko co usłyszałem. nie znałem proporcji, czasu, temperatury, nic.
ale – zawsze można poeksperymentować 🙂
tak, więc – zamiast nieznanej ryby wziąłem łososia – tłusty jest, prosty do dostania. nada się.
syrop klonowy miałem z podróży do kanady, ale okazało się, że kupienie to nie problem.
z sake było trochę gorzej, ale w końcu znalazłem – choya sake (tak mi się wydaje, ale butelkę już wyrzuciłem). mają ją przynajmniej w dwóch miejscach – “piotr i paweł" (byłem w ich sklepie w “blue city" w warszawie, nie wiem jak w innych miejscach, i w moim ulubionym sklepie – “emma supermarket". wino jest w standardowej butelce 0.75 (zamykanej na zakrętkę!) i kosztuje około 53-58pln.
sposób przygotowania:
filety z łososia nacinamy w poprzek – 4-5 nacięć (nacięcia od strony mięsa, nie skóry). nacięcia są do tego by mięsko ładniej załapało aromat i smak marynaty.
przygotowujemy marynatę – wlewamy sake do miseczki i dodajemy do tego syrop klonowy. ile? no cóż – to kwestia upodobania. ja daję około 1 części syropu klonowego na 6-7 sake.
mieszamy marynatę tak aż będzie jednorodna.
bierzemy woreczek szczelny – ja użyłem woreczków do pieczenia ( które do pieczenia się nie nadają ). wlewamy do środka marynatę i wrzucamy łososia. marynaty nie musi być dużo, ważne by łosoś był nią otoczony w każdej strony.
woreczek zamykam (staram się tak to zrobić by w środku nie było powietrza), wkładam całość do miseczki (jakby zaczęło przeciekać) i wkładam do lodówki. na około 12-24 godziny. tzn. zazwyczaj robię przygotowania jednego dnia po południu i piekę następnego dnia wieczorem.
następnego dnia – wyjmuję torebkę z lodówki, wylewam całą zawartość do brytfanny. wstawiam do piekarnika (nagrzanego wcześniej na 180 stopni) na 40 minut.
i to kończy robotę. gotowe.
dwie małe uwagi:
- wybierając filety z łososia wybierzcie takie grubsze. jak zrobiłem kiedyż na filetach które miały cienkie miejsca (mało mięsa), to te miejsca wyszły gorzkie. ale może to po prostu wina konkretnego egzemplarza ryby 🙂
- pieczenie lepiej robić niżej w piekarniku (zakładając promiennik ciepła na górze) – inaczej mięsko może się spiec.
i to wszystko. do ryby można podać co się chce. na przykład – różowy ryż 🙂
wyszedł mi taki ryż przez poniekąd przypadek (resztki :), a okazał się dobry i w pewien sposób “ładny". więc zacząłem go częściej robić.
metoda robienia różowego ryżu – gotujemy zwykły biały ryż w wodzie (ja zazwyczaj zamiast soli dorzucam kostki rosołowe – lepszy smak). wyjmuję z wody przed końcem gotowania i przekładam na kilka minut do barszczu czerwonego (takiego z kartoniku – np. krakusa). tam dogotowuję (albo po prostu dogrzewam), wyjmuję, odcedzam, podaję (zasadniczo używam ryżu w torebkach, ale przed wrzuceniem do barszczu raczej go z nich wyjmuję).
w zależności od długości trzymania ryżu w barszczu będzie on albo lekko różowy bez posmaku, albo całkiem czerwony z wyraźnym posmakiem barszczu. fajna sprawa.