miałem urlop. to zdanie jest istotne, bo urlopy biorę rzadko. nie lubię. i jak się okazuje – są po etmu istotne powody.
w lipcu pojechałem z moją panią i dziećmi samochodem do bułgarii. razem z nami pojechali znajomi – ale już innym samochodem.
podróż jest relatywnie fajna – co prawda dwa dni w drodze (można pojechać bez noclegu, ale ja jestem zbyt wygodny by się w takie coś bawić), ale widoki fajne i można sobie poprzestawiać wyobrażania o innych krajach.
na miejscu byliśmy 2 tygodnie (przy okazji – polecam, miejscowość Obzor, hotel zarazerwowałem poprzez booking.com co było miłe i sympatyczne, dopóki się nie okazało, że opisy hoteli i ich odległości od morza są totalnie z dupy wyciągnięte).
wracając do głównego wątku.
wielki powrót.
pierwszy dzień powrotu był tragiczny. korki w rumunii, zabrakło nam paliwa, no w ogóle rzeźnia.
do hotelu zawinęliśmy koło 22 i poszliśmy spać. wspomniani znajomi – nie, pojechali dalej.
rano wstaliśmy, cali szczęśliwi. myk do granicy rumunia/węgry i do domu. no prawie.
około 10 kilometrów za granicą wjechałem w rumuńskie audi q7. centralnie w tył. jemu ktoś wyskoczył przed maskę, on dał po heblach, ja też, ale nie zdążyłem.
efekt – jemu prawie nic, ot, pękł zderzak i nie działa czujnik parokwania z tyłu. ja? leżę.
nikomu nic się nie stało, ale samochód dalej nie pojedzie. aha. samochód – mam mitsubishi lancer kombi, nowy w leasingu. to dosyć istotne jak się potem okazało.
i tu zaczyna się “zabawa". jest sobota. koło południa. jesteśmy na węgrzech, zderzyliśmy się z rumunami, a węgierski policjant mówi tylko po węgiersku.
na szczęście jedna z pasażerek audi mówiła po rumuńsku (co dosyć oczywiste), węgiersku i angielsku. no i robiła za tłumaczkę.
sprawa z policją poszła dosyć szybko, ale to był tylko początk “akcji".
ponieważ samochód nie nadawał się do dalszej jazdy (drzwi miały problemy z otwieraniem, maska była podniesiona i zgięta, chłodnika “wjechała" na silnik, po czym wyciekło z niej to co w niej było), zadzwoniłem do ubezpieczyciela.
i tu uwaga – ubezpieczyciela wybrał mi leasingodawca (orix polska). a wybrał firmę “hdi" (aktualnie hdi assistance).
no więc dzwonię do nich i słyszę, że telefony przyjmują pn-pt od 9 do 17.
to ma być assistance? czy ubezpieczyciel? wypadki w weekendy się nie zdarzają?
no nic. na szczęście, kupując mitsubishi (pewnie inne auta też, ale akurat tę markę znam i lubię) dostaje się też assistance mitsubishi. całkowicie dodatkowo, nie mające nic wspólnego z ubezpieczycielem.
no więc zadzwoniłem do nich. odebrali. wypytali o szczegóły i powiedzieli, że oddzwonią. ok, myślę sobie – pewnie szukają metody wykręcenia się.
ale nie. zadzwonili, powiedzieli, że zamówili mi już holowanie do debrecen (większe miasto blisko granicy – około 40km) do serwisu mitsubishi. tam zobaczymy co dalej.
w międzyczasie zadzwoniłem do rodziny i poprosiłem o to by mi jakoś z wawy pomogli się skontaktować z hdi. okazało się, że znają kogoś tam kto zna szefa warszawskiego oddziału hdi. no i zadzwonią do niego.
mitsubishi w tym czasie ściągnęło mi kolesia z lawetą który próbował wyłudzić ode mnie dodatkowe 100 euro (bo transport jest dla samochodu, a nie dla pasażerów), ale szybki kontakt z assistance mitsubishi rozwiązał problem.
po dojechaniu do debrecena, poznaliśmy szefa lokalnego dealera mitsubishi i jego przeuroczą, i co ważniejsze – mówiącą po angielsku – żonę.
pogadaliśmy, poczekaliśmy. dowiedziałem się (via telefon do mitsubishi assistance polska), że mój assistance gwarantuje mi “kontynuowanie podróży". czyli oni mnie na swój koszt dowiązą tam gdzie chcę (tzn. do warszawy).
ponieważ odległość jest powyżej 600 km, to assistance obejmuje przelot samolotem (w innym przypadku jest to pociąg) – mnie to pasowało, bo dzieciaki w życiu w samolocie nie były, więc jakaś atrakcja dla nich by była.
ze względu na porę, nie dawało się załatwić tego samego dnia, więc mitsu zafundowało nam hotel. no hotel to może dużo powiedziane, ale całkiem przyjemne pokoje w pensjonacie w debrecenie.
ponieważ samochód zostawiliśmy w serwisie, a dalej poniekąd “na piechotę" to jeszcze odbyliśmy rundkę po sklepach by kupić duże torby (pakując się do samochodu spakowaliśmy się w dużą ilość, ale małych toreb, a bieganie po lotnisku z 20 torbami jest mocno passe).
w międzyczasie dowiedziałem się, że mitsubishi assistance zajmie się nami, ale samochodem musi się zająć hdi. tzn. sprowadeniem go do kraju.
i tu pojawił się zonk.
zadzwonił do mnie koleś z hdi (ewidentnie pomogła rozmowa z kierownikiem). i już w pierwszych słowach – zanim zdążył powiedzieć “dzień dobry", czy “jak się państwo czują", czy “walcie się na ryj" – pierwsze jego zdanie brzmiało: “będziecie państwo musieli dopłacić do holowania".
wow. co prawda w wypadku nikt nie ucierpiał (nawet siniaków nie było), ale mimo to takie “dzień dobry nie jest zbyt miłe". podziękowałem więc za “troskę o moje zdrowie" i zapytałem dlaczego.
otóż – hdi pokrywa koszty holowania tylko do 2500, a holowanie kosztuje z kilometra tyle-i-tyle, więc to wyjdzie więcej. i resztę muszę dopłacić. i to było na tyle jeśli chodzi o pomoc firmy hdi.
ja rozumiem, że umowa obejmuje tylko tyle, ale jednak zmiana formy przywitania i przekazania informacji byłaby miła.
ponieważ hdi się na mnie generalnie wypięło (tzn. zorganizowali holowanie samochodu, ale żadnych bonusów typu “assistance" nie dostałem) – skupiłem się na tym co oferowało mitsubishi.
a było tego niemało. rano odebrał nas z hotelu samochód który przewiózł nas na dworzec. kierowca kupił bilety na pociąg do budapestu i powiedział, że na miejscu odbierze nas facet z mitsubishi który przewiezie nas na lotnisko i da bilety na samolot.
tak też się stało. cały transport załatwiło mitsubishi i zasadniczo za nic nie musiałem płacić (de facto zapłaciłem z własnej kieszeni za ten pensjonat, ale tylko i wyłącznie dlatego, że nie chciało mi się “dochodzić" zwrotu ksoztów, które były niewielkie, a i tak uważam, że zrobili bardzo dużo).
dzięki temu, w niedzielę wieczorem wylądowałem w warszawie. odbyłem ostatnią rozmowę z mitsubishi assistance, gdzie pytali się czy coś jeszcze mogą dla mnie zrobić i czy potrzebuję dalszej pomocy (nie, w warszawie to już sobie sam poradzę :).
(tu wtręt – jako, że skończyłem opisywać część gdzie przejawiało się assistance mitsubishi – chciałbym na łamach bloga bardzo podziękować osobom które wtedy pracowały, rozmawiały ze mną i pomagały. różnica psychiczna między “rozbiłem samochód, jestem nw węgrzech z rodziną a tu nikt nie mówi w języku jaki bym rozumiał" a “miałem wypadek, ale ktoś się zajmuje tym bym cało i zdrowo wrócił do domu" jest olbrzymia.
back to hdi.
hdi wysłało lawetę, ona pojechała, wróciła, dopłaciłem swoje. samochód stoi w serwisie. przyjechał rzeczoznawca, obejrzał, podpisal protokół oględzin, można naprawiać.
tak się złożyło, że szkody zgłaszała moja pani, a ja byłem w hdi tylko raz podpisać się. takiej niemiłej obsługi nie miałem nigdy. szczytem bylo gdy na moje pytanie o coś pani półgębkiem rzuciła tekst w stylu “no i ma urojenia".
jestem miękki i za miły (plus wiem, że jak będą mi chcieli iść “na złość" to samochód odbiorę za pół roku) – więc nie skomentowałem.
myślałem, że to wszystko. niestety. serwis stwierdził, że nie wyda mi samochodu dopóki hdi fizycznie nie przeleje pieniędzy. pzu i allianzowi ufają – jak mówią, że zapłacą, to zapłacą. ale inni (podobno “a zwłaszcza hdi") – to już nie. wiem coś o tym bo poprzednio hdi nie dopłaciło do naprawy samochodu (ten sam samochód, inna naprawa) 2000 pln, przez co mnie potem windykacja ścigała.
no to czekamy. serwis skończył naprawę, wysłał faktury. mija tydzień. mija drugi. dzwonię do nich. w poniedziałek. i dowiaduję się, że ich człowiek dopiero w piątek przyniósł wyniki oględzin po naprawie (oględziny miały miejsce 2 tygodnie wcześniej). pośpieszam panią. pani mi wali tekstami “bo ja to jestem bardzo zajęta".
w końcu (4 dni później) słyszę upragnione “przesłałam dyspozycję przelewu do księgowości. dziś wyjdzie.". WOW! serwis już obiecał nawet, że jak dostarczę podpisaną i ostemplowaną dyspozycję, to mi samochód wydadzą.
proszę więc panią by mi podesłała to faksem. “już wysyłam" słyszę. faksu nie dostałem. nastepnego dnia proszę jeszcze raz – na inny numer faksu. efekt ten sam. co śmieszniejsze – pani z hsi twierdzi, że faks wysłała.
ponieważ ona była cały czas bardzo zajęta i nie miała czasu znaleźć tych papierów od przelewu (który nadal nie wpłynął), dzwonię do hdi, ale tym razem proszę o połączenie z księgowością. tam się dowiaduję, że nikt nie wie o żadnej dyspozycji w mojej sprawie i na pewno nic nie było. oops. no to mam problem.
na szczęście – po kolejnych 2 dniach (i weekendzie) przelew dochodzi. ale nie cały. zakwestionowali kolor jakiejś osłonki wlotu powietrza. to już będę sobie z nimi walczył – najważniejsze jest to, że za praktycznie wszystko (poza tą jedną rzeczą) zapłacili, a serwis poszedł mi na rękę, przyjęli ode mnie kasę za dopłatę do hdi, i pozwolili zabrać samochód. pozwolili i poszli na rękę, bo podobno tak normalnie to powinni trzymać samochód dopóki sprawy z hdi nie będą załatwione do końca. co przy tempie tej firmy potrwa pewnie z pół roku.
biorąc to wszystko pod uwagę – napisałem do orixa (leasingodawca) by mi zmienili ubezpieczyciela. nie chcę hdi. może być pzu, allianz, niemalże cokolwiek byle nie hdi. i co się okazuje? i tak bym dostał coś innego (hestię), bo orix zrezygnował ze współpracy z hdi. przyczyny nie podali, ale chyba nie byłem jedynym niezadowolonym.
na chwilę obecną zostaje mi odzyskać ~ 600pln z serwisu za tę osłonkę (jak hdi im zapłaci) i kasę za holowanie bezpiśrednio od hdi – bo podobno jest tak, że można pokryć koszt holowania z ac, jeśli nie jest tego więcej niż 10% wartości samochodu. a nie jest.
kończąc – odradzam hdi. i polecam kupowanie mitsubishi – a zwłaszcza nowych mitsubishi z ichniejszym assistance'em – miłym, kompetentnym i pomocnym.
HDI ssie totalnie i aż się dziwię, że dostając umowę leasingu nie protestowałeś 🙂 Ja mam swoje w PZU od lat i może dopłacam, ale co mam jakiś problem z autem to warsztat autoryzowany, rozliczenie bezgotówkowe i voila, smigamy dalej. Gorzej jak wjechał we mnie koleś który ubiezpieczony był w HDI… Cóż, stwierdziłem, że robię z AC, a kasę niech sobie PZU odbiera od nich, bo ja siły/czasu/zdrowia nie mam. Takei firmy powinno się zdelegalizować swoją drogą.
A co do assistance to jakoś nigdy nie korzystałem, a widać mam czego żałować 😉 (chociaż z drugiej strony…)
Z Liberty Direct też ie jest za różowo. Miałem (nie)przyjemność awarii auta w okolicach Zakopanego. W Liberty mam wykupione ubezpieczenie Assistance “Premium”. Stwierdziłem – skorzystam skoro mogę. miły skądinąd pan z LD powiedział mi że holowanie owszem – jest, tyle że na dystansie max 100km. W rezultacie nie uzyskałem właściwie nic, oprócz tego że pomogli mi zaholować auto do najbliższego warsztatu (który zresztą musiałem znaleźć na własną rękę). Czytajcie więc warunki ubezpieczenia przed podpisaniem papieru!
Miałem podobny problem z firmą PZU. Zwlekali z wypłatą odszkodowania zaniżyli koszty naprawy i nie chcieli zgodzić się na naprawę rocznego auta w autoryzowanym serwisie. Męczyłem się z nimi 3 miesiące po pomogła dopiero interwencja firmy DAS
Miałem też przygode z Assistance Mitsubishi z tym że na terenie Polski i też jestem bardzo zadowolony. Jakies problemy z alarmem miałem, zadzowniłem, pol godziny nie minelo jak laweta pod domem juz byla, auto przewiezione, serwis sie zajal ale i tak najlepsze wrazenie zrobil na mnie telefon, kiedy samochod w warsztacie juz byl a ja taksowka jechalem do mieszkania. Dzowni pani i sie pyta czy wszystko ok, czy cos jeszcze moga dla mnie zrobic i czy jestem zadowolony. Assistance Mitsubishi jest naprawde fachowe!
Najbardziej mnie ucieszyła postawa Mitsubishi. Widać że są jeszcze na tym świecie porządni ludzie. A HDI to pewnie jakaś Polska firma, widać po metodach działania ^^
To samo jest z Allianz ! najgorsza firma ubezpieczeniowa. Klamia non stop ze fax wyslali a tu nic.Przez nich nie mam auta juz 2 miesiace.
Przez chwilę myślałem, że mam Déjà vu, do momentu kiedy przeczytałem “HDI”…
Moja historia: bezpieczenie full casco w Niemczech (HDI oczywiście), jade z rodzinką do Polski, tuż za granicą awaria, silnik zdechł, samochód nie do ruszenia. Dzwonie do HDI PL (40 długich min.) ale pani z Polski stwierdziła, że oni niestety nic nie są w stanie zrobić, więc dzwonie do Hanoweru (HDI Assistance) i po ok 4h zjawiła się laweta, ale oczywiście odszkodowanie, czy zwrot kosztów za telefony etc. zapomnij.
Bardzo szybko zrezygnowałem i każdemu odradzam. Jak narazie to z AXA nie miałem większych zgrzytów, po tym jak mi samochód z ulicy sprzątneli, no ale to inna bajka.
A słyszeliście o ochronie prawnej kierowców DAS? Oni takie sprawy raz dwa rozwiązują. Płaci się rocznie 200 zeta i wszelkie spory załatwiają za Was 😉
bardzo dobrze ze to opisales
ciesze się ze nie odjalem pochopnej decyzji i się na nich nie zdecydowalem, dawali mi tanie OC, ale cale szczescie zadzwonilem jeszcze do linka i oni dali mi taniej….
Bardzo interesujący blog!