eh
nic ciekawego dziś nie wyczytałem, a na artykuł techniczny jeszcze się nie zabrałem (informacyjnie, zamierzam na łamach bloga zamieszczać artykuły na rózne techniczne tematy – postgres, bezpieczenstwo, sieci, ale to dopiero jak mi weny przybędzie :).
anyway – od jakiegoś czasu z pewnym zdziwieniem obserwuję “histerię" na punkcie kodu davinci (filmu, a wcześniej książki).
książkę czytałem.
browna uważam, za dosyć sprawnego pisarza – nikogo genialnego. po prostu miło mi się czytało, mózg wyłączony, można się ponapawać kryminałkiem.
a tu nagle się okazuje, że 30% ludzi gdzieśtam bierze “rewelacje" z tej książki za rzeczywistość. że kościół protestuje, zakazuje, nakłada klątwy i ogólnie robi wiele hałasu o nic.
może jestem dziwny, ale nawet mi nie przyszło na myśl by traktować to co brown pisze poważnie. to jest powieść w końcu! nie dokument. widząc całą tę nagonkę widzę tylko i wyłącznie jedną rzecz: niesamowitą, po prostu fenomenalną, kampanię reklamową pewnego filmu. ale czy im o to chodzi?
dziś przeczytałem w życiu warszawy, że film jest podobno po prostu nudny. i tak sobie myslę, że gdyby nie ta cała schiza o tym, że to jest antykościelne itd. to większość ludzi na to nie poszła. a teraz pójdą aby zobaczyć o co chodzi.
ja też oczywiście nie jestem święty. też o tym piszę, też na niego pójdę (na swoje usprawiedliwienie powiem, że chciałem pójść na ten film jak tylko się dowiedziałem, że go kręcą – lubię proste, nieskomplikowane filmy, gdzie człowiek może odpocząć od codzienności).
przypomina mi to protesty przed filmem “ksiądz" parę lat temu. czy naprawdę wystarczy nakręcić byle jakie filmidło, byle było wymierzone w jakąś (a może mocno konkretną) religię i od razu się dostaje darmową reklamę? może by zmienić zawód …