w najnowszym numerze “new scientist" pojawił się interesujący artykulik.
zaczyna się on od podania dwóch prostych faktów:
- w krajach takich jak usa czy australia, już ponad 2/3 ludzi ma nadwagę lub gorzej
- na świecie jest więcej osób otyłych niż cierpiących głód!
biorąc pod uwagę skalę problemu (a także jego wagę 😉 trzeba poszukać skuteczniejszych metod walki. nauczanie czy pokazywanie, że to niezdrowe jak widać nie działa.
pojawił się pomysł by, tak jak w przypadku tytoniu czy alkoholu, obciążyć głównych “winowajców" dodatkowymi kosztami. koszty te byłyby dodane do ceny najbardziej grubaso-gennych produktów – słodzonych napojów gazowanych czy hamburgerów. czy też (w przypadku chin) wysokokaloryczny i powszechnie spożywany olej z soi.
muszę przyznać, że pomysł mi się podoba. sam zostałbym nim “dotknięty", ale może faktycznie podniesienie cen tuczących rzeczy jest skuteczne? jak nie będzie mnie stać na kupienie 2l coli codziennie, to jej nie kupię. a jak nie kupię, to nie wypiję.
oczywiście ćwiczenia, czy samo ograniczanie jedzenie jest słuszniejesze, ale nie każdy ma siłę by to zrobić.
Słabo jest.
Jak państwo zarabia grube pieniądze na akcyzie, to jakoś tak słabo mu idzie zwalczanie nałogu jako takiego.
A potem wychodzi schizofrenia: zakażemy palić w Parlamencie Europejskim, ale damy plantatorom tytoniu doitacje :>
To tak naprawdę będzie kolejny sposób nałożenia podatków na które łatwiej się będzie zgodzić niż gdyby były nazwane po imieniu.
I tylko tyle.