najpierw chwila wspomnień.
jakiś czas temu wypłynęła na światło dziennie kaseta z zapisanym seksem paris hilton i niejakiego ricka solomona.
powszechnie wiadomo (tzn. wiedzą ci którzy się zainteresowali), że taśma wypłynęła bo rick sprzedał ją jakiemuś producentowi porno.
fast-forward. czasu obecne.
gwiazda pop – britney spears, ostatnio rzuciła (w dosyć interesujący sposób, sms'em) swojego męża – kevina federline'a.
praktycznie natychmiast pojawiła się informacja o tym, że kevin ma w posiadaniu taśmę z nagraniem ich pożycia z czasu miesiąca miodowego. podobno do kevina już się odezwał jakiś producent porno, ale dał za mało.
natychmiast po tej informacji została opublikowana informacja “z obozu britney", że rozważa ona oddanie całkowicie za darmo cyfrowo zremasterowanej wersji tej taśmy. po prostu po to by kevin na tym nie zarobił.
nie wiem na ile poważnie britney faktycznie o tym myśli. mało mnie to boli. po obejrzeniu taśm z pamelą i paris doszedłem do wniosku, że te słynne sex-tapes są mocno przereklamowane, a ich hit polega jedynie na tym, że panie na nich są znane. bo nawet nie są przesadnie ładne.
to co mnie poruszyło w tej historii na tyle, że piszę o tym na tym blogu – jakby nie było mało plotkarskim do tej pory, jest fakt, że przez takich fiutów jak rick i kevin można się całkiem serio wstydzić być facetem. no bo oni niby są? czy może ja mam coś nie halo, że uważam ich zagrania za tak nisko poziomowe, że to już nie jest tylko dno, ale wręcz szambo 30 metrów poniżej?