przedwczoraj przypadkowo zobaczyłem w telewizji program kulinarny. nie wiem jaki miał tytuł czy kto prowadził – telewizor włączyłem w trakcie, i wyłączyłem przed końcem.
co istotne – kobieta którą tam pokazywali robiła małże w interesującym rosołku. o ile małży nie zrobię, o tyle wymyśliłem, że na bazie tego “rosołku" zrobię zupę rybną.
uprzedzając fakty – wyszła *rewelacyjnie*. kilka rzeczy muszę poprawić, ale żarcie wyszło tip-top.
co będzie potrzebne?
- 2 papryczki ostre
- kawałek świeżego imbiru
- czosnek
- cebula
- bazylia (listki)
- majeranek (użyłem normalnie takiego sypanego, suszonego).
- jakaś ryba. ja użyłem dwóch sporych dzwonek łososia. surowych. waga łączna około 0.5 kg.
- opcjonalnie olej rybny (zdjęcie niżej)
- sól, pieprz, ewentualnie “warzywko" czy inna taka gotowa przyprawa mieszana.
disclaimer: zdjęcia jakie są takie są. jestem leniwy i nie chciało mi się kadrować i poprawiać. jak będę miał nadmiar czasu (hehe) to poprawię.
zaczynamy od postawienia na gazie (małym na razie, tak aby się powoli podgrzewało) wody:

i dosypaniu do niej soli:

potem zabieramy się za szatkowanie składników.
imbir. oryginalnie wygląda tak:

po obraniu ze “skórki" i odcięciu nadmiarowych “wypustek", zostaje tyle (obok wykałaczka, dla pokazania skali):

to szatkujemy na kawałeczki:

i wsadzamy do miseczki (nie do wody!)
teraz papryczki:

teraz, trzeba wyciąc ze środka nasionka. kroimi więc na pół (wzdłóż) i wyciągamy nasionka:

a to ciachamy na kawałeczki:

i do miseczki (tej gdzie leży imbir).
ciachamy cebulkę. w moim przypadku 2, raczej mało-średnie:

ciachamy na nie za duże kawałki:

i znowu do miseczki.
na koniec czosnek:

wycinamy z niego 3 ząbki (lub więcej jeśli wasze ząbki czosnku będą mniejsze):

czosnek nie w kostkę, ale w plasterki. cieniutkie:

teraz całość (imbir, papryczki, cebulki i czosnek) do wody. idea jest taka, że w tym momencie woda powinna być już bardzo gorąca. wręcz wrząca.
po wruceniu całośc wygląda tak:

teraz dorzucamy majeranek:

tak na oko jedną łyżeczkę:

do tego drobno posiekane liście bazylii:

i zostawiamy by się dobrze wszystko wygotowało.
ten etap trwa około 30 minut.
w tym czasie bierzemy 2 dzwonka łososia

i kroimy. kroimy tak, aby wykroić jak najwiecej mięsa bez ości i skóry. to mięsko kroimy na kawałki. ja pokroiłem na takie:

ale są trochę za duże. spokojnie mogą być mniejsze.
resztę mięsa, wraz z oścmi, skórą itd zostawiamy na desce do krojenia:

i czekamy aż minie okres wygotowywania warzyw.
jak uznamy, że “już" (ja poznałem po tym, że wyłowiony płatek czosnku rozpłynął mi się w ustach przy dotknięciu językiem), wrzucamy do garnka te wszystkie “resztki rybne" – ze skórą, ośćmi itd.

teraz – jeśli chcemy uzyskać intensywniejszy smak (ja chciałem i nie żałuję) dodajemy sos rybny. sos rybny wygląda tak:


sosu dodajemy mniej więcej jedną łyżkę stołową:

i całość znowu zostawiamy. w moim przypadku było to około 30 minut. ideałem jest rozgotowanie ryby w całości, ale to się pewnie nie uda. więc gotujemy ile sie da.
w międzyczasie próbujemy czy zupa nie ma smaku zbyt “odjechanego" w jakąś stronę.
moja była nie-słona, więc dodałem łyżkę stołową warzywka:

i to był największy popełniony błąd. za dużo. 2/3 tego byłoby zdecydowanie lepiej.
po tych mniej więcej 30 minutach, zupa wygląda mniej więcej tak:


teraz część trudna – manualna 🙂
zupę przelewamy przez drobno-ziarniste sitko do innego garnka. to co zostało w sitku (ości, mięso, skóra, warzywa), przeciskamy przez sitko do zupy:

nie wygląda to zbyt apetycznie, ale robi się szybko 🙂
po zakończeniu operacji miałem w garnku coś takiego:

co miało już bardzo fajny smak.
teraz – dorzucamy do tego pokrojone i zostawione wczesniej kawałki ryby bez ości.

i znowu zostawiamy tym razem na małym ogniu. w międzyczasie mnie się okazało, że trzeba dolać wody. więc dolałem. ogółem poszło około 4 litrów wody.
po jakimś czasie (mniej więcej kolejne 30 minut) całość wygląda mniej więcej tak:

i można nakładać:

całość wyszła *bardzo* jadalna.
uwagi na koniec:
- za dużo warzywka przeszkadza. da się zjeść i to bez problemów. ale mniejsza ilość dałaby lepszy smak
- wcale nie jest tak ostre jak by składniki sugerowały
- posiadanie blendera umożliwiłoby zrobienie z tego kremu rybnego. ale nie mam 🙁
dodatkowe podziękowania należą się uli za pomoc, oraz mojemu ulubionemu sklepowi – emma supermarket w ursusie pod warszawą (przy skrzyżowaniu spisaka i alej jerozolimskich) – mają wszystko.
jeśli szukacie niestandardowych sosów, dodatków czy np. dobrych wędlin – z czystym sumieniem polecam wizytę. sklep jest nie za duży, ale mają olbrzymi wybór różnych rzeczy (anegdotka: kiedyś szukaliśmy po supermarketach makaronu ryżowego. nigdzie nie było. u nich było z 20 rodzajów!).
smacznego 🙂